🎈 Piosenka W Refrenie No No No No 2017
I can't let go (oh no) I miss you (oh no) I can't let go (oh no) I miss you (oh no) (ooooh) Oh no! (ooooh) Oh no! (ooooh) Oh no! (ooooh) Oh no! Drift off into space without care (oh no) Can you see is as you sit back in the hair Yeaaaah Lights dim and flicker backer than the room Because I know it was Ha-ard, ha-ard, hard to see the truth (oh no)
Rolling Stone ranked "Harvest Moon" in 2014 as the 37th-best Neil Young song of all time. [4] AllMusic 's Matthew Greenwald strongly praised the song, stating that the song epitomized the album and "the power of nature and music, as well as a feeling of celebrating lifetime love are the focal points here, and Young captures it all in his
No woman no cry Cause I remember when we used to sit In a government yard in trenchtown Observing the hypocrites Mingle with the good people we meet Good friends we have, now Good friends we have lost Along the way In this great future, You can't forget your past So dry your tears, I say No woman no cry No woman no cry Oh little darling, don't
The Economic and Political Weekly, published from Mumbai, is an Indian institution which enjoys a global reputation for excellence in independent scholarship and critical inquiry. First published in 1949 as the Economic Weekly and since 1966 as the Economic and Political Weekly, EPW, as the journal is popularly known, occupies a special place
Music videos. "No, No, No Part 1" on YouTube. "No, No, No Part 2" on YouTube. " No, No, No " is a song recorded by American girl group Destiny's Child for their eponymous debut studio album (1998). It was written by Calvin Gaines, Mary Brown, Rob Fusari and Vincent Herbert, with production helmed by Fusari und Herbert.
I said, "Knock knock, let the devil in, alien". E-E-Elliot phone home, ain't no telling when this choke hold. On this game will end, I'm loco. Became a symbiote, so. My fangs are in your throat, hoe. You're steppin' in with my. Venom. Put the ballpoint pen 'em. Gun cock, bump stock, devil eye, buckshot.
No sleep till. No sleep till Brooklyn. No sleep till Brooklyn. [ADR] Ain't seen the light since we started this band. So, MCA, get on the mic, my man. [MCA] Born and bred Brooklyn - U.S.A. They call me Adam Yauch - but I'm M.C.A. Like a lemon to a lime - a lime to a lemon. I sip the def ale with all the fly women.
No one, no one, no one Can get in the way of what I'm feelin' No one, no one, no one Can get in the way of what I feel for you You, you Can get in the way of what I feel.. I know some people search the world To find something like what we have I know people will try Try to divide Something so real So 'til the end of time I'm telling you there
of seaweed You should listen to your mama and listen To your daddy when they try to speak And tell you that there's just too many fishes in the sea. No, Nobody Wins. Jodeci. ( No, no, no, no, no, no ) Nobody wins ( No, no, no, no, no, no) Bobby! ( No, no, no, no, no, no ) We don't see the same, and we don't speak the same But.
No, no, no)(Get him out for coffee?)I give you nothing 'til you show me something, something(No no no) SomethingCos damn good loving's what I''m really wanting, wanting, (I'm wanting you baby)(Get him out for coffee)Hell yeah!Woo-ooh-oohWoo-ooh-oohI can't deny no way my d-d-dirty mind is saying Lover, come and get me, get meBut for a while I
ZAKAZ KOPIOWANIA MATERIAŁÓW NA INNE KANAŁY!!! Ustaw utwór NIE MA RAJU zamiast sygnału oczekiwania na połączenie.Wyślij M770 na numer 80833 (0 zł)Abonament
NoMeansNo - Now - tekst piosenki, tłumaczenie piosenki i teledysk. Zobacz słowa utworu Now wraz z teledyskiem i tłumaczeniem.
nPxXb. #dziendobry Drogie Wykopki, dzieciaczki, Juleczki, a pamiętacie 48. Konkurs Piosenki #eurowizja w 2003 roku? Możliwe, że nie, bo albo was na świecie nie było, albo raczkowałyście? oście?. Nasze "Ich Troje" z piosenką „Keine Grenzen" na 7 miejscu, ale nie to szczególnie wzbudzało emocje. Największe kontrowersje wzbudzał rosyjski duet #lgbt ze względu na to, że podczas występu na żywo istniało "ryzyko", że zaprezentują #homoseksualizm pocałunek. Cała Europa w szoku, powszechne oburzenie. Organizatorzy zapowiadali, że jeżeli podczas występu na żywo #rozowepaski dopuszczą się kontrowersyjnych zachowań (np. homoseksualnego pocałunku), ich prezentacja zostanie zastąpiona zapisem z próby generalnej. Irlandia i Wielka Brytania próbowało robić fikołki, aby TATU nie zwyciężyło w głosowaniach. Ogólna konsternacja, czasy, gdy w Europie jeszcze wielu ludzi pewne rzeczy szokowały. Taka #ciekawostki i #kartkazkalendarza W Polsce piosenki TATU #muzyka były hiciorami. I to prekursorem była Rosja, dzisiaj zakazująca promocji homoseksualizmu xD Później się okazało, że ten cały duet TATU, ta ich relacja homoseksualna została wymyślona i nie są lesbijkami, chociaż jedna z nich miała doświadczenia seksualne z kobietą. A 11 lat później Eurowizję wygrywa kobieta z brodą, austriacka drag queen. A wczoraj sobie Rafałek #brzozowski śpiewał #piosenka z #polska pokaż całość
w połowie roku stwierdziłem po cichu, że nie będę już słuchał muzyki wyczynowo, nie będę jej recenzował i oceniał, nie będę na przełomie roku, gdy wszyscy wkoło odpoczywają, spędzał wieczorów przed komputerem na wybieraniu, słuchaniu, pisaniu, kadrowaniu i edytowaniu — odtąd słuchał będę wyłącznie muzyki, którą lubię; poniższy zestaw, przesadnie zresztą rozbudowany względem zeszłorocznego, to chyba najlepsze poświadczenie, że w tym cichym stwierdzeniu nie wytrwałem długo; bo i co miałbym teraz robić? wybrałem i opisałem zatem 40 piosenek, niekoniecznie najlepszych, ale na pewno wartych uwagi 40. Arcade Fire, „Everything Now” spektakularny początek końca, karnawałowy pogrzeb kanadyjskiego giganta napędzany fenomenalnym klawiszowym motywem wyciągniętym żywcem z „dancing queen”; narzućmy więc kolorowe girlandy i zatraćmy się w tańcu — nie ma już arcade fire! 39. Selena Gomez, „Bad Liar” kto by pomyślał, że w 2017 roku to akurat selena gomez, rozkosznie przekomarzając się w refrenie „bad liar”, zbliży się najbardziej to jacksonowskiego archetypu idealnej popowej piosenki 38. Poppy, „Software Upgrade” oda miłosna do komputera w formie uroczego picopopowego gabbera z najlepszym przedrefrenem roku (i turn you off, i turn you on and off and off, and on and on and off and off, and on and on and on) i psychotycznie świdrującym synthwave’owym mostkiem granym zapewne przez przybywającego z roku 2049 półklona-półcyborga willy’ego wonki 37. Laurel Halo, „Moontalk” gatunek: laurel halo samba-canção 36. MC Bin Laden, „Vai Virar Puteiro” kosmopolityczna definicja swojskiego bangera 2017 35. Dirty Projectors, „Ascent Through Clouds” david longstreth chwyta się współczesnego r&b, by wyjść poza indiepopową ramę melodyczną, a następnie, na wzór sufjana stevena i tuzów bubblegum bassu, dekonstruuje sam siebie, topiąc znaną wrażliwość i nową rytmikę w morzu glitchów i autotune’a; trochę maskarada i kreacja, ale fundamentem całości pozostają osobiste przeżycia, które rozdzierają stylistyczną skorupę, wypływając na wierzch i z miejsca stając się dominantą 34. Miley Cyrus, „Younger Now” cyrus reformuje wypuszczony spod kontroli bunt w błyskotliwie wyprodukowaną i osadzoną na pierwszorzędnym stadionowym refrenie woltę stylistyczną — psychodelicznym hołdzie dla klasyków country popu pierwszej połowy lat 70.; jednocześnie wypluwa drugi w swojej karierze (po „we can’t stop”) manifest, który pomimo zręcznej żonglerki banałem, przynosi osobiste oczyszczenie 33. IU, „Jam Jam” perfekcyjny funkowy jam wyprodukowany i wykonany z niedoścignioną gracją, najjaśniejsza z barw na tegorocznej palecie k-popowej księżniczki 32. Chris Stapleton, „Either Way” stapleton nadal w życiowej formie, zjada całe współczesne radiowe country jedną prostą akustyczną balladą o końcu nieudanego małżeństwa 31. Mats Gustafsson & Joachim Nordwall, „A Map of Guilt” na płycie wydanej przez bociana gustafsson dmie w rozmaite instrumenty i dmie rozmaicie, w związku z czym momentami trochę mija się sam ze sobą, co nie ujmuje jednak tytułowemu „a map of guilt” ani odrobiny poetyki; to psychotyczny 19-minutowy elektroakustyczny dron, który można by posadzić na plejliście między „trash tv trance” romitellego a deepchord presents echospace i siadłoby jak marzenie 30. Brockhampton, „Summer” wykradziona z uniwersum ostatniej płyty franka oceana istota być może i całej finezji brockhampton zawarta w poruszającej, ale nie pompatycznej czy desperackiej, zaśpiewanej z uczuciem i lekkością jednorefrenowej wokalizie bearface’a 29. Charli XCX, „Roll With Me” charli xcx ramię w ramię z sophie w duchu pc music odkrywają inteligenckie podwaliny klasycznego eurodensu, na bazie ogranego yeah, yeah, yeah i pulsujących transowych synthów tworząc jeden z najbardziej uzależniających popowych catchphraze’ów roku 28. Grizzly Bear, „Mourning Sound” grizzly bear z niespotykaną wcześniej w ich repertuarze charyzmą, choć nie bez kontrowersji, posuwają swoje brzmienie w nowym kierunku — neo-psychodeliczne downtempo zalewając autorską mieszanką motorycznego synthpopu i anachronicznego alt rocka spod znaku radiohead; bezprzecznie najbardziej upbeatowy moment raczej pastoralnej jak dotąd dyskografii grupy 27. Tyler, the Creator feat. Rex Orange County & Anna of the North, „Boredom” pełna słodyczy, ale chilloutowa impresja o codzienności; z pomocą rex orange county, anny of the north i corinne bailey rae tyler tworzy nową wartość z dyktowanego schematami marazmu (cause boredom got a new best friend); bez wątpienia najbardziej niezobowiązujący soulowy refren roku 26. Calvin Harris feat. Frank Ocean & Migos, „Slide” calvin harris, offset i quavo wspólnie z frankiem oceanem na lekkim 80sowym bicie mieszają zrelaksowany rap z wokoderowymi wokalizami; ocean co prawda brzmi momentami trochę jak emerytowany piosenkarz reggae, który po trzecim odwyku postanowił ostatecznie odstawić używki i zaczął śpiewać chilloutowe r&b, ale ostatecznie każdy z tych elementów sprawia, że w prostolinijnym radiowym ujęciu „slide” to bezsprzeczny triumf klasycznego wakacyjnego popu 25. Slowdive, „No Longer Making Time” 25 lat albo 6 minut; kunsztowna ponadczasowa fuzja monumentalnej shoegazowej ściany gitar i popowego oniryzmu 24. Yaeji, „Raingurl” tegorocznym objawienie muzyki house w autorskim pomoście między hiphouse’ową azealią banks a amerykańską szkołą deep house’ową szkołą, z taneczną lekkością najlepszych momentów disclosure i uzależniającym minimalistycznym rymowanym refrenem („make it rain girl, make it rain”) 23. Piernikowski, „Trwamy” 16-bitowa wersja nowofalowej siekiery i minimalistyczny uliczny rap; post-romantyzm z wielkiej płyty (twarde pięści i cieknące łzy/ dużo trzeba siły w domu i na ulicy) 22. Baba Stiltz, „Baby” utopiony w autotunie tropikalny microhouse jako tło dla złamanego serca i zawiedzionych oczekiwań; centerpiece każdej letniej smutnej dyskoteki 21. Red Velvet, „Peek-a-Boo” taneczny, inspirowany tropikalnym house’m numer to charyzmatyczna przeprawa przez charakterystyczny dla koreańskiego popu kalejdoskop melodyjny zawarty jednak w spójnej stylistycznej wizji — z jednej strony odkrywający na nowo oldschoolowy synth pop i r&b, z drugiej odważnie ciągnący ku przyszłości — zupełnie jak tytułowa zabawa w peek-a-boo 20. Danny L Harle, „Me4U (A. G. Cook Remix)” cook psuje najlepszy tegoroczny refren danny’ego l harle’a skandalicznie brostepowymi dropami i bezpardonowymi glitchami; tym samym balearyczny house wymienia na rasowy trance i przenosi środek ciężkości styranego już nieco bubblegum bassu w futurystyczne otoczenie, gdzie jeszcze nie kursuje śmieciarka 19. Thundercat feat. Michael McDonald & Kenny Loggins, „Show You the Way” thundercut wpisuje swoją kunsztowną reinterpretację fusion z lat 70. przez pryzmat neo-soulu lat 90. i współczesnej muzyki bitowej w adekwatną w tym przypadku formę muzycznego żartu; broni tej stylistycznej słodyczy w najlepszy możliwy sposób — otwierając możliwość odczytywania go jako pastisz; i to pastisz najrozkoszniejszy ze wszystkich, bo bazujący na nostalgii, która siłą rzeczy musi wymykać się hipsterskiej ironii w stronę bezmiaru szczerej dziecięcej radości 18. LCD Soundsystem, „Tonite” rozogniony masowy kryzys tożsamości tekturowych absolwentów pokolenia y zamieniony w post-ironiczną dyskotekę napędzaną oldschoolowymi balonowymi syntezatorami i lękami dzisiejszych 30-latków (you’re such a winner that the future’s a nightmare and there’s nothing I can do; you’re missing a party that you’ll never get over/ you hate the idea that you’re wasting your youth/ that you stood in the background until you got older) 17. Natalia Lafourcade, „Tú sí sabes quererme” lafourcade w akompaniamencie los macorinos składa najbardziej liryczny hołd piosence latinoamerykańskiej ostatnich lat; pośród kunsztownie zaaranżowanych i wykonanych coverów własną ręką kreśli ponadczasowe kubańskie bolero zaśpiewane przez artystkę z niedzisiejszym przejęciem i romantyzmem (corazón, tú sí sabes quererme como a mi me gusta/ soy la flor encendida que da color al jardín de tu vida); ani przez chwilę nie ma jednak powodu, by nie wierzyć jej wyznaniu 16. Arca, „Piel” arca rozbiera się przed słuchaczem dosłownie i w przenośni — swoje uczucia, doznania i myśli wyrażając emocjami, zarówno na poziomie brzmienia, tekstów, jak i (w znacznej mierze) nieoszlifowanego, na wpół amatorskiego paraoperowego wokalu: quítame la piel de ayer — niepewnie rozpoczyna łamiącym falsetem, przygotowując się do zrzucenia wczorajszej skóry 15. Tiffany Gouché, „Dive” tracy chapman pokolenia trap&b łączy quietstormowy sznyt z vibem współczesnego alt r&b w zmysłowym wyznaniu miłosnym 14. Drake, „Teenage Fever” drake robi drake’a w typowym dla siebie harmonijnym trap&bluesowym midtempo o kolejnej niejednoznacznej znajomości, tym razem jednak wieńczy wszystko najbardziej rozkosznym samplem minionego roku, który w nowym kontekście nabiera nowego powabu i nowego znaczenia (if you had my love and I gave you all my trust would you comfort me/ and if somehow you knew that your love would be untrue would you lie to me) 13. Charli XCX, „Boys” charli oswaja agresywny trappop na swój sposób — subtelnym, minimalistycznym anturażem przywodzącym na myśl „me & u” cassie; błyskotliwie, jednym ciętym hookiem (i’m sorry that i missed your party i wish i had a better excuse like i had to trash the hotel lobby but i was busy thinking ’bout boys) i soczystym teledyskiem wysyła mężczyzn, jeśli nie do kuchni, to przynajmniej na rozkładówki 12. The Blaze, „Juvenile” nowa elektronika nie musi wcale być klaustrofobiczna i amelodyjna; francuskiemu duetowi the blaze udało się wpisać duszną, gęstą atmosferę w rasowy klubowy przebój oparty o progresywną pracę przestrzennie pstrzących się syntezatorów; ale to zapętlony soulowy sampel (let me show you something/ you were in my own head once) buduje dramaturgię, odkrywając emocjonalny rdzeń 11. Charlotte Gainsbourg, „Deadly Valentine” jak zwykle subtelna i wysmakowana gainsbourg pod producenckimi skrzydłami sebastiana miesza poetyckie wpływy francuskiej piosenki z prężną sceną tamtejszego house’u w artystycznym, tanecznym, ale jednocześnie refleksyjnie eterycznym pierwszorzędnym splocie gatunkowym; inaczej niż w beckowskim „terrible angels” gainsbourg nie eksponuje ostrych krawędzi, ale z dreampopową manierą rozpuszcza na wskroś popową linię wokalną w neodyskotekowym groovie, czego efektem jest jeden z najbardziej zmysłowych bangerów roku 10. Mondo Grosso feat. Hikari Mitsushima, 「ラビリンス」 mondo grosso z cudowną hikari na wokalu eksponuje poetykę klasycznego japońskiego popu z producenckim drygiem na miarę największych tanecznych przebojów kylie; tytułowy labirynt ustroił klasycznym nu-disco z deep house’owym zacięciem, wszystko spowijając w mgiełce osadzonej poza czasem melancholii i wizualizując być może najlepszym teledyskiem roku 9. Lil Uzi Vert, „XO TOUR Llif3” podobnie jak wczesny yung lean czy travis scott w „3005” uzi wchodzi w dostępną nielicznym sferę metatrapu i tworzy jeden z tych wyjątkowych utworów, które tekstowo i brzmieniowo nie tylko konstytuują trap jako głos pokolenia, ale przenoszą to doświadczenie na zupełnie nowy poziom; z każdym kolejnym wyprowadzonym dwuwersem (push me to the edge/ all my friends are dead) uzi rozpada się bardziej i bardziej, nadając określeniu i fall to pieces zupełnie nowe znaczenie 8. Vince Staples feat. Kendrick Lamar, „Yeah Right” w ultraprzebojowym „yeah right” bubblegum bass znalazł drogę do świata wielkoformatowego hip hopu; sophie połyka flume’a w całości, przygniatając numer w swoim sygnaturowym brzmieniem — balonowym efekciarstwem i wyrwanym z zupełnie innej stylistyki śpiewanym hooku wieńczącym ten pierwszoligowy pokopany banger 7. Kali Uchis feat. Fuego, „Tirano” choć kali uchis nie wydała długogrającego debiutu, niewątpliwie wyrosła na cichą bohaterkę minionego roku; w „tirano” (i oryginalnej angielskiej wersji „tyrant” z jorją smith) zręcznie łączący popowe oblicze latynoskiego dancehallu z inspiracjami alternatywnym r&b, gdzie na karaibskim, lekko psychodelicznym bicie zabiera słuchaczy w głąb tanecznego kalejdoskopu mieniącego się jej subtelnym wokalem, a wirującego dzięki lekko pijanej rytmice i wielokrotnie powtarzanego w jej rytm más y más y más y más y más 6. Kamixlo, „Bloodless Y (Evian Christ Remix)” otagowano jako: transcendental.happens.now. 5. J Balvin feat. Willy William & Beyoncé, „Mi Gente (Remix)” oto jak się robi remiksy, queen b przejęła kontrolę nad (nie bójmy się przyznać) obezwładniająco chwytliwym moombahtonowo-reggaetonowym riddimem, nie tylko przełamując monotonny flow oryginalnej wersji i przydając mu koniecznego swagu, ale zadziwiająco wlewając w niego substancję (if you really love me make an album about me, word up), przez co czyniąc własnym; all hail beyoncé 4. Антоха МС, „Время ток” imperialistyczny hip house jako medium dla moskiewskiej miejskiej poezji (Братья смело взяли курс на зло/ Всем нам в пору стало далеко/ Потеряли чтоб найти свое); niesamowicie plastyczne, żywe i szczere połączenie udziergane na przepastnym blokowisku, gdzie wieżowce z wielkiej płyty przesłaniają wschody słońca 3. Brockhampton, „Boogie” w dyskotekowym „boogie” przywodzącym trochę na myśl zeszłoroczne „ain’t it funny” danny’ego browna (także ze względu na bezkompromisowe połączenie trudnej tematyki ze z jednej strony lekką, z drugiej — psychotycznie motoryczną warstwą muzyczną) brockhampton manifestują rewelacyjną synergię na ostatniej prostej przed domknięciem roku i debiutanckiej trylogii; są obecnie w znakomitym kreatywnym momencie i wykorzystują to ze szczętem zamiast wahać się, ryzykując utratą pędu 2. Tyler, the Creator feat. Estelle, „Garden Shed” tyler zdobywa się na coś niewyobrażalnie trudnego — wyjście z tytułowej szopy do bujnie upstrzonego kwiatami ogrodu (garden shed, for the garden/ that is where i was hidin’/ that is what love i was in (…) garden shed for the garçons / them feelings i was guardin’/ heavy on my mind) — trochę wbrew woli wszystkich, a przynajmniej: z jednej strony — w dalszym ciągu klaustrofobicznej sceny rapowej, wciąż często traktującej nazbyt barwne postaci nieprzystające do kanonu jako ciekawostkę; z drugiej zaś — środowiska lgbtq stawiającego pewne oczekiwania wobec własnej społeczności; oczekiwania, w które yyler ze swoim wybujałym indywidualizmem na granicy bluźnierstwa jak dotąd nijak się nie wpisuje; esencją jest jednak nie to, że tyler potrafił się na takie wyznanie zdobyć, ale że sam te (wciąż) niewygodne społecznie uczucia zamknął w tak elokwentnej kompozycji; tyler rozpoczyna nieśmiało, nieporadnie, po wewnętrznym solilokwium, dotychczas wyszczekany, tym razem nie potrafi znaleźć słów; zupełnie ahiphopowy, progresywnie prowadzony, pozornie kojący, ale ciężko zakotwiczony w podskórnym goblinie syntezatorowy podkład i wreszcie jeden opasły wers-słowotok to formalny majstersztyk redefiniujący na nowo granice hip hopu 1. Arca, „Desafío” najbardziej klasycznie piosenkowy fragment w dotychczasowej dyskografii arki zbudowany na dwóch potężnych, piętrowo zaaranżowanych hookach i uderzającym ekspresją osobistym tekście o obezwładniających pragnieniach i towarzyszącym im uczuciom; w listo o no, hay un abismo dentro de mí zawiera się istota całej stylistycznej i osobistej przemiany arki wszystko jest na spotify
50. The National Turtleneck Tak brudnego, garażowego rocka The National nam jeszcze nie sprezentowali. Samego siebie w utworze przechodzi Berninger, którego wokal jest pełen złości, agresji, niezadowolenia. Jego wykonanie nie powinno dziwić. Piosenka, w której padają takie słowa jak just another man, in shitty suits, everybody’s cheering for, jest jego reakcją na wyniki wyborów prezydenckich w USA. Mimo politycznego wydźwięku, którego – szczerze mówiąc – mam już po dziurki w nosie, „Turtleneck” należy do moich ulubionych momentów płyty. 49. Dan Auerbach Cherrybomb Sporo na drugim solowym albumie wokalisty znanego z The Black Keys wpadających w ucho piosenek. Pozazdrościć mu tego mógłby niejeden marzący o przebojach wykonawca. Moim ulubionym momentem płyty jest flirtujące z funkiem „Cherrybomb” o dziewczynie sweeter than an apple pie, która zniknęła z życia podmiotu lirycznego, gdy tylko skończyły mu się pieniądze. 48. Jessie Ware Stay Awake, Wait For Me Na swoim trzecim studyjnym albumie („Glasshouse”) brytyjska wokalistka pokazała nam się z cieplejszej, jeszcze bardziej kobiecej strony. Idealnym tego przykładem jest pełna klasy, flirtująca z pościelowym r&b piosenka „Stay Awake, Wait For Me”. 47. Sevdaliza Do You Feel Real Debiutancki longplay Sevdalizy to kopalnia równych, podobnych kompozycji, tworzących spójny, zimny muzyczny krajobraz. Z tego znakomitego zbioru wyróżnia się „Do You Feel Real”, które jest bardziej przerywnikiem niż całą kompozycją. Ale za to przecinkiem bardzo wyrazistytm, o gęstej, niepokojącej aranżacji i gadającej Sevdalizie. Welcoming my anxiety. 46. DJ Khaled x Rihanna x Bryson Tiller Wild Thoughts Lato musi mieć konkretną muzyczną oprawę. Chociaż w poprzednich larach moimi wakacyjnymi przebojami stawały się „What Went Down” Foals czy „Demons” The National, w 2017 o to miano z „Shine on Me” Dana Auerbacha zaciekle walczyło „Wild Thoughts”. Ta współpraca DJ’a Khaleda, Rihanny i Brysona Tillera (łącząca r&b z elementami latino) to idealna propozycja na upalne lipcowe wieczory. 45. Cameron Avery Big Town Girl W wielu nagraniach z albumu „Ripe Dreams, Pipe Dreams” Cameron Avery bardziej uwodzi i czaruje swoim niskim, głębokim głosem. „Big Town Girl” ujęło mnie jednak czymś zupełnie innym. W tej kompozycji jest coś rozczulającego. Łatwo poczuć, jakby śpiewający z uczuciem Cameron kierował słowa utworu do każdej big town girl, która trafiła na to nagranie. I za to duży plus. 44. P!nk You Get My Love Chociaż amerykańska wokalistka P!nk kojarzy się głównie z żywiołowymi utworami z pogranicza popu i rocka, nieraz udowodniła, że potrafi tworzyć ściskające serce ballady. Zachwyca przede wszystkim „You Get My Love” – poruszające, rewelacyjnie zaśpiewane, kojarzące mi się z twórczością Alicii Keys nagranie zamykające album „Beautiful Trauma”. 43. King Krule Czech One Po tym jednym utworze wiedziałam, że płyty młodego Brytyjczyka sobie nie odpuszczę. W singlowym “Czech One” łączy on minimalistyczny jazz z powolną recytacją. Nagranie jest słodko-gorzką, miłosną opowieścią o bardzo enigmatycznej melodii i sennej aurze. 42. Daughter Burn It Down Brytyjskie indie-ambientowo-dream popowe trio stanęło przed wyzwaniem przygotowania soundtracku do gry „Life is Strange: Before the Storm”. Zespół kojarzył mi się dotąd z łagodną, smutną muzyką. „Burn It Down” utrzymane jest w nieradosnym nastroju, ale w samym utworze więcej jest dramatyzmu i nerwów niż we wszystkich starszych nagraniach tria razem wziętych. 41. Depeche Mode Where’s the Revolution Po wysłuchaniu powrotnego singla Depeche Mode czuje się ciarki na całym ciele. To utwór pełen mocy. Muzycznie – nic nowego. Sporo elektroniki, zmian tempa, charakterystycznego wokalu Gahana. Świetnie wypada warstwa liryczna, otwarcie uderzająca w polityczne tony i nawołująca do działania: Where’s the revolution? Come on people, you’re letting me down. Pytanie, po której ze stron opowiada się trio. Z numeru ciężko to wyczytać. Koniec końców każdy może poczuć się podburzanym do walki o lepsze jutro. 40. The Shins Mildenhall Indie folkowe „Mildenhall” jest piosenką aż bezczelnie wakacyjną. Takie dźwięki chętnie u mnie grają w letnim okresie, ale nie mam zespołowi za złe, że podzielili się nią na początku roku. Ostatnio tak odprężona byłam, gdy w uszy wpadło mi nagranie „Muchacho” Kings of Leon. 39. Cara Delevingne I Feel Everything Kiedy zaczyna się wydawać, że modelka i aktorka Cara Delevingne wyskakuje z każdej lodówki, ona postanawia zrobić coś, co skupi na niej jeszcze większą uwagę. Wymyśliła sobie, że zostanie piosenkarką. Jej muzycznym debiutem jest utwór „I Feel Everything”, za produkcję którego odpowiada Pharrell Williams. Nie ma się czego bać. To porządna, oldskulowa robota. Minimalistyczny numer, oparty raz na dźwiękach trąbki, raz gitary elektrycznej. I nawet wokale przyzwoicie brzmią. 38. Chelsea Wolfe Twin Fawn Na swojej najnowszej płycie „Hiss Spun” amerykańska wiedźma numer jeden bawi się tempem. Najbardziej żongluje i zaskakuje nim w „Twin Fawn”, proponując nam niepokojącą kołysankę przeistaczającą się w konkretne rockowe łojenie, by po niedługiej chwili powrócić do korzeni. 37. Lana Del Rey Coachella – Woodstock in My Mind Z dużego grona ubiegłorocznych przeciętniaków sygnowanych nazwiskiem Del Rey najbardziej do gustu przypadło mi inspirowane trapem „Coachella – Woodstock in My Mind” – kompozycja pełna smutku i niepokoju, w której artystka wspomina swój pobyt na amerykańskim festiwalu (a konkretniej na koncercie Father John Misty’ego), podczas którego zdała sobie sprawę, jak kruchy może być pokój między państwami. Bo przecież o niczym innym na koncertach się nie myśli… 36. SZA x Kendrick Lamar Doves in the Wind Najbardziej wychillowana kompozycja w niedużej dyskografii amerykańskiej wokalistki Solány Imani Rowe? Nie widzę innego kandydata na miejsce „Doves in the Wind” – utworu, w którym gościnnie udziela się wyhypowany Kendrick Lamar. Powolne, zmysłowe nagranie oparte jest na oldskulowych, hip hopowych bitach. 35. The National Sleep Well Beast Każda kolejna płyta amerykańskiego „najsmutniejszego zespołu świata” jest zbiorem kompozycji albo dobrych, albo znakomitych. Z najnowszej najbardziej zauroczyło mnie nagranie tytułowe: rozmarzone, przytłumione, zahaczające o ambient „Sleep Well Beast”. Potrzeba czasu, by odpowiednio do nas dotarło, ale warto być cierpliwym. 34. Cigarettes After Sex Each Time You Fall in Love Mało jest tak równych płyt jak debiut zespołu ukrywającego się pod intrygującą, działającą na wyobraźnię nazwą Cigarettes After Sex. Mogłabym wypełnić ich numerami sporą część tego rankingu, lecz ograniczyłam się do swojego ulubionego nagrania, jakim jest mroczne „Each Time You Fall in Love”, w którym Gregory Gonzalez otwiera się przed nami bardziej i przyznaje, że nigdy nie był zadowolony ze swoich związków. 33. Kesha Spaceship Sporo na nowej płycie Keshy dobrych numerów, lecz tym moim numerem jeden jest „Spaceship”. Ten prosty, zaaranżowany na banjo i odznaczający się ładnymi chórkami numer posiada najlepszy tekst spośród wszystkich utworów Amerykanki. Lord knows this planet feels like a hopeless place. Thank God I’m going back home to outer space śpiewa wokalistka, dając nam do zrozumienia, że czuje się wyrzutkiem, który czeka na sposobność przedostania się do lepszego, szczęśliwszego świata. 32. Azealia Banks Chi Chi Nie rozumiem tej kobiety. Energię woli marnować na durne słowne przepychanki na Twitterze. Zraża do siebie prawie wszystkich. A w międzyczasie ogłasza, że koniec z rapowaniem. A potem powraca z singlem „Chi Chi” – ciemnym popisem nowoczesnego hip hopu. Jakże ciekawszym i bardziej zajmującym od tego, co obecnie króluje na amerykańskiej liście przebojów. „Chi Chi” to piosenka krótka, ale treściwa. Drugi krążek Banks może być naprawdę świetny. O ile w ogóle się ukaże… 31. Benjamin Clementine God Save the Jungle U brytyjskiego muzyka i poety Benjamina Clementine’a nigdy nie jest nudno. Każda kompozycja to nowa dźwiękowa przygoda. Jego najlepszą ubiegłoroczną premierą jest „God Save the Jungle” – nagranie duszne, niepokojące, w którym na pierwszy plan wysuwa się mocny, nieco obłąkany głos artysty. 30. Coldplay A L I E N S Nagranie „A L I E N S”, poruszające temat kryzysu migracyjnego, niezwykle zaskakuje. I chociaż zastanawiam się, w jakim innym świecie żyją członkowie zespołu, że wcielając się w tzw. uchodźców z taką łatwością i przekonaniem rzucają wersami w stylu we come in peace, we mean no harm, wszystko potrafię im wybaczyć dzięki tej kosmicznej aranżacji i intrygującej, wibrującej, elektronicznej melodii. 29. Ariel Pink Feels Like Heaven Długo nowy singiel amerykańskiego muzyka spędzał mi sen z powiek. Towarzyszyły mi myśli, że już to gdzieś słyszałam. Odpowiedzi postanowiłam szukać w latach 80., bo utwór artysty czerpie z nich pełnymi garściami. Okazało się, że nagranie Ariel Pink bazuje na pomyśle „(Feels Like) Heaven” szkockiego one-hit-wonder Fiction Factory. Nie jest to jednak cover, ale niezwykle relaksujący, bujający w obłokach z cukrowej waty remake. 28. Cameron Avery A Time and Place Na swym debiucie Avery nie daje po sobie poznać, że doświadczenie zdobywał w grupach specjalizujących się w psychodelicznym rocku czy elektronice. Do innej rzeczywistości przenosi już pierwsza propozycja z albumu Camerona, jaką jest „A Time and Place” – elegancka kompozycja o akustycznym wstępie, zwracająca także uwagę subtelnymi dęciakami. Pełna klasy, prosta piosenka, w którą szybko się wsiąka. 27. Shakira x Maluma Trap W 2016 roku wsiąkłam w ich wspólny utwór „Chantaje”. W 2017 o przyspieszone bicie serca przyprawił drugi efekt współpracy Shakiry i Malumy. „Trap” jest kolejną seksowną, zmysłową propozycją tej dwójki, nowocześnie patrzącą na latynoskie brzmienia. Tu łączą się one z pościelowym r&b, przecinanym w końcówce niesamowitą gitarą elektryczną. 26. Miguel Shockandawe Dziwaczne, naznaczone rockowymi naleciałościami „Shockandawe” zaciekawiło mnie na tyle, że postanowiłam zarezerwować sobie czas na dyskografię Miguela. Ilekroć jej słucham, zastanawiam się, ile butelek czegoś mocniejszego musiało się przez studio nagraniowe przewinąć. Miguel brzmi tak, jakby właśnie wrócił ze świetnej imprezy. 25. Lindstrøm x Jenny Hval Bungl (Like a Ghost) Twórczość norweskiego producenta niezbyt jest mi znana, a jego ubiegłoroczny krążek „It’s Alright Between Us As It Is” dość szybko odłożyłam. Jednak piosenka „Bungl (Like a Ghost)” od pierwszego usłyszenia zaczęła spędzać mi sen z powiek. Intrygujące, przecinane jazzowymi inspiracjami elektroniczne dźwięki świetnie komponują się z w dużej mierze gadającą Jenny Hval. 24. Kelly Clarkson Move You Niewiele amerykańska wokalistka ma piosenek, do których chciałoby mi się od czasu do czasu wrócić. Jeszcze mniej w jakikolwiek sposób mnie poruszyło. Spore trzęsienie ziemi w mojej głowie i sercu wywołał singiel “Move You” – power ballad o gospelowym sznycie traktująca o wpływie, jaki artystka chce na kogoś mieć. Niby optymistycznie, ale nad całością unosi się delikatny smutek. 23. St. Vincent Los Ageless Najbardziej intensywna, żarówiasta piosenka roku? Jestem w stanie się pod tą tezą podpisać. “Los Ageless” jest dynamicznym, pulsującym dyskotekowym światłem, seksownym numerem o błyszczącej, dance rockowo-elektronicznej aranżacji. Wpada w ucho bez problemu, zasłużenie dzierżąc tytuł najbardziej przebojowej kompozycji w dyskografii St. Vincent. 22. Beach House Chariot Dream popowy duet Beach House zrobił w 2017 roku swoim fanom niespodziankę i wydał pełen smaczków album “B-Sides and Rarities”. Mnie szczególnie zainteresowało niewydane wcześniej nagranie “Chariot”, celujące w rozlane, ciemne dźwięki ozdobione dojrzałymi, pełnymi gracji wokalizami Victorii Legrand. Całość kojarzy mi się z czasami, kiedy Goldfrapp wydawali album “Tales of Us”. 21. Angel Olsen Fly on Your Wall Także amerykańska wokalistka Angel Olsen postanowiła odświeżyć w 2017 roku swoje muzyczne archiwum. Na składance “Phases” umieściła piosenkę z sesji do krążka “My Woman”. “Fly on Your Wall” brzmi jak demo. Jest nieperfekcyjnie, ale za to szczerze i naturalnie. Angel swoim utworem przenosi nas w czasie o przeszło czterdzieści lat, proponując brzmienie surowe i przywodzące na myśl stare dokonania Leonarda Cohena. Czyżby osobliwy tribute? 20. Harry Styles Woman Zachwytów nad debiutanckimi nagraniami Harry’ego Stylesa ciąg dalszy. Po jego delikatnym obliczu, które ujawnił utwór “From the Dining Table” przyszła pora na coś zgoła innego. W rytmicznym, charakteryzującym się świetnymi gitarowymi partiami artysta pokazuje swoją zadziorną, lecz niepozbawioną nutki zmysłowości twarz. 19. SOHN Harbour SOHN kojarzył mi się dotąd z elektroniczno-soulową prostotą. Na albumie “Rennen” pozwala sobie na małe eksperymenty. Przykładem jest zamykające krążek nagranie “Harbour”, które zaskakuje swą budową i udowadnia, że SOHN lubi czasem pogłówkować. Tu łączy piękny, wykonywany a capella wstęp z intensywną końcówką, do której prowadzą powoli budujące napięcie dźwięki. 18. Asaf Avidan A Man Without a Name Pamiętacie jeszcze wokalistę, który kilka lat temu zdobył na pięć minut sławę dzięki remixowi „Reckoning Song (One Day)”? Ja szybko o Asafie Avidanie zapomniałam, trafiając na niego ponownie w październiku, kiedy przez przypadek w radiu usłyszałam ten utwór. Zaintrygował mnie ten głos. Byłam nawet przekonana, iż za kompozycję odpowiada jakaś debiutantka, będąca połączeniem Andry Day z Janis Joplin. Tymczasem za „A Man Without a Name” stoi facet, który odnalazł furtkę w czasie i zabrał nas w podróż do przełomu lat 60. i 70. Rasowy, bluesowy numer. 17. Sampha Plastic 100°C Otwierający album pięciominutowy numer „Plastic 100°C” początkowo nie przypadł mi do gustu, sprawiając wrażenie utworu, mającego być intrem, który odważnie rozciągnięto, by zapełnić jakoś miejsce na „Process”. Wystarczyło jednak kilka podejść, by ta mroczna propozycja zdobyła moje serce i miano najmocniejszego momentu wydawnictwa. 16. Jamiroquai Automaton Długo przechodziłam obojętnie obok muzyki mieszającego funk, acid jazz, dance i disco zespołu Jamiroquai. Nawet singiel zwiastujący nową, pierwszą od paru lat płytę początkowo kompletnie mnie nie ruszał. A potem poszło z górki… Nagranie “Automaton” szybko wpada w ucho, będąc przepełnioną futurystycznymi dźwiękami opowieścią o coraz bardziej zatracającym się w technologii świecie. Imprezowo, ale z nutką refleksji. 15. Austra 43 Meksyk od dawna jest miejscem zamieszkania Katie Stelmanis – wokalistki kanadyjskiej, mieszającej electro pop, synth pop i dark wave formacji Austra. Do wydarzeń mających miejsce w tym kraju (w 2014 roku po manifestacji w jednym z meksykańskich miast bez śladu zaginęło czterdziestu trzech studentów) nawiązuje osnuty mrokiem utwór “43”. 14. Coldplay All I Can Think About Is You Czy ten zespół po katastrofalnym albumie “A Head Full of Dreams” potrafi mnie jeszcze sobą zaintrygować? Okazuje się, że tak. Łącząca shoegaze i artystyczny rock piosenka “All I Can Think About Is You” (promująca epkę “Kaleidoscope”) sprawiła, że łezka się w oku zakręciła. Piękna namiastka starego Coldplay o klimacie (nieco psychodelii, trochę dreamy), którym chętnie się delektuję. 13. Cameron Avery Dance With Me Chłodny i nie okazujący emocji. Taki jest Avery w moim ulubionym numerze na jego solowej płycie – przegadanym, gęstym „Dance With Me”. Rytmiczna perkusja zdaje się wyznaczać kolejne kroki w tym hipnotycznym tańcu u boku artysty. Warto dać mu się zaprosić na parkiet i zawirować w przygaszonym świetle. 12. Fink Hard to See You Happy Bluesowa płyta “Fink’s Sunday Night Blues Club Vol. 1” była bez dwóch zdań ważnym wydarzeniem dla fanów brytyjskiego artysty. W tak mocno osadzonym w bluesie repertuarze go jeszcze nie słyszeliśmy. Z całego (niedużego) zestawu najbardziej zauroczyło mnie “Hard to See You Happy” – gorzka kompozycja o gęstej aranżacji, w której Fink dał sobie podkręcić głos, osiągając oldskulowy efekt. 11. Tiny Vipers Bywa, że zaintryguje okładka. Chociaż po niej nie powinno oceniać się muzyki, nie raz dzięki przyciągającej wzrok, dalekiej od kiczowatości grafice poznałam piosenkę czy nawet całą płytę, która namieszała w moim życiu. Choćby i na chwilę. Podobną historię dopisać mogę do singla „ amerykańskiej wokalistki ukrywającej się pod pseudonimem Tiny Vipers. Utwór jest ciężki, przytłaczający. Jesy pozwala, by jej ciche wokale docierały do nas zniekształcone, po przedzieraniu się nie tylko przez melodię, ale i odgłosy burzy czy trzaskającego ognia. 10. Loreen x Elliphant Jungle Szwedzka electropopowa wokalistka Loreen pięć lat temu podbiła Europę piosenką „Euphoria”, której, łagodnie mówiąc, kompletnie nie trawię. Nie byłam więc zmartwiona faktem, że na następcę albumu „Heal” czekaliśmy od 2012 roku. Smaka narobiła mi jednak epka „Nude”, promowana przez zmysłowy, ospały, sięgający po jamajskie brzmienia singiel „Jungle” z gościnnym udziałem Elliphant. Zrobiło się gorąco. Callin’ out for you to make me humble, make me humble 9. Imagine Dragons Believer Twórczość amerykańskiej grupy podzielić mogę na piosenki, które od miesięcy (bądź też lat) mi się nie nudzą, robiąc na mnie ciągle to samo dobre wrażenie; i na utwory, do których wracać mi się nie chce. Z ulgą przekonałam się, że nowy singiel Imagine Dragons, „Believer”, dołączy do „Gold” i „Warriors”. To kolejna mocna propozycja w dyskografii formacji, obdarzona refrenem (lubię ten wciśnięty pedał gazu w ich numerach) szybko wpadającym w ucho. Dodatkowym plusem kompozycji jest jej tekst traktujący o tym, że ból może pomóc nam stać się silniejszymi ludźmi. Let the bullets fly, oh let them rain. My life, my love, my drive, it comes from pain. 8. Sorority Noise Week 51 It hasn’t been a week since you’ve fell asleep. Didn’t say goodbye, couldn’t say goodnight cichym, przepełnionym smutkiem i żalem głosem zawodzi do mikrofonu Cameron Boucher – lider formacji Sorority Noise. Ich utwór „Week 51″ jest pięknym, powolnym i niezwykle delikatnym nagraniem traktującym o śmierci kogoś bliskiego. Warto w tym spokoju się zatracić. I’ve been feeling weak thinking about the ways I can continue. But I’ll wait and I’ll wait. 7. The Killers Some Kind of Love Nie sądziłam, że muzyka amerykańskiej formacji The Killers będzie w stanie tak mocno mną wstrząsnąć. Udaje się to tej niby niepozornej piosence “Some Kind of Love”. Oniryczne, rozmarzone, łączące delikatnego rocka z ambientem nagranie wzrusza i skrywa smutną historię – Brandon Flowers dedykuje utwór swojej żonie, która zmagała się z depresją. Can’t do this alone. We need you at home. There’s so much to see. We know that you’re strong. 6. Fink Day 22 Mój ulubiony wykonawca wydał w 2017 roku dwie nowe płyty. Idealna sprawa, prawda? Pewnie, że tak, choć nieco problemów sprawiło mi wybranie z tego zbioru kompozycji, która najbardziej przypadła mi do gustu. Stanęło na najmroczniejszym punkcie – powolnym “Day 22” o rozbudowanym instrumentarium. Let’s go through this again. First we do this and then we’ll be free of our earthly baggage. 5. Eliza Wide Eyed Fool Pamiętacie jeszcze tę młodą dziewczynę wykonującą skoczny kawałek „Skinny Genes”? To Eliza Doolittle, która postanowiła tchnąc życie w swoją upadającą karierę. Nowy rozdział zaczęła od przedstawiania się jedynie po imieniu i wydania singla „Wide Eyed Fool”. I to jakiego! Jest bardzo zmysłowy, ciepły, taki… niedzisiejszy. Taki soulujący kawałek zaaranżowany na pianino z powodzeniem wydać mogłaby Alicia Keys. Try a little more, a little harder, little stronger, even if my ideas don’t get past the mattress. 4. MGMT Little Dark Age Duet znany z hitów „Electric Feel” i „Kids” wyda w 2018 roku nowy album. Zapowiada go singiel, który po prostu musiał ukazać się w czasie poprzedzającym Halloween. „Little Dark Age” jest utworem łączącym wpływy indie rocka z synthpopem. Nad całością unosi się delikatny zapach gothic, a towarzyszące wyrazistemu, wibrującemu podkładowi wokale są niesamowicie puste, mechaniczne, zdehumanizowane. I grieve in stereo. The stereo sounds strange. I know that if you hide, it doesn’t go away. 3. Salvador Sobral Amor Pelos Dois Żadna piosenka w 2017 roku tak nie podzieliła ludzi, jak właśnie ta. Jedni płakali i mówili, jak takie spokojne „gówno” mogło wygrać Eurowizję. Inni chwalili i cieszyli się, że triumfowała muzyka pełna uczuć. Utrzymany w stylistyce jazzu i tradycyjnego popu kawałek chwyta za serce. Nie trzeba znać portugalskiego, by zorientować się, o czym Salvador opowiada. To smutna kompozycja o utraconej miłości. Piękna, ale strasznie przygnębiająca. Se o teu coração não quiser ceder, não sentir paixão, não quiser sofrer. 2. Lorde Writer in the Dark Lorde nie ma lepszej piosenki. Koniec. Kropka. Tą perłą w jej dyskografii jest prosta ballada „Writer in the Dark”, w której zachwycają mnie pełne emocji wokalizy Elli. I’ll love you ’til my breathing stops (…) I’ll find a way to be without you, babe śpiewa Lorde, sprawiając, że jej maska silnej kobiety z hukiem spadła na ziemię. Tak bezbronnej jej jeszcze nie słyszeliśmy. Coś magicznego. In our darkest hours, I stumbled on a secret power, I’ll find a way to be without you, babe. 1. Harry Styles Sign of the Times Gdyby ktoś mi powiedział, że będę mieć obsesję na punkcie debiutanckiego, solowego singla byłego członka One Direction… Życie lubi zaskakiwać. Harry Styles po rozpadzie boysbandu nabrał wiatru w żagle i nagrał piosenkę diametralnie inną od tego, czym jego zespół raczył nas na co dzień. „Sign of the Times” to wielki utwór. O podniosłym, rewelacyjnym refrenie. O wodospadzie emocji. O poruszającym tekście. No i o melodii, będącej ukłonem dla brytyjskiego rocka sprzed paru dekad. Wow. Wow. Wow. You can’t bribe the door on your way to the sky. You look pretty good down here. But you ain’t really good. Playlista z moimi ulubionymi utworami 2017 roku
„Legion samobójców” to najnowszy kinowy hit (choć krytycy twierdzą, że raczej kit). Trochę inaczej sprawa ma się z soundtrackiem, ten i świetnie się sprzedaje i ma dobrą prasę. Nam też się podoba. W Hollywood moda na komiksy trwa. „Legion samobójców” to jednak specyficzny przypadek, bowiem mamy do czynienia nie z superbohaterami, lecz antybohaterami lub jak kto woli z wrogami superbohaterów. Jeśli chcecie się dowiedzieć, co Will Smith, Jared Leto i Margot Robbie robią razem i po co, musicie wybrać się do kina. My tymczasem spróbujemy zachęcić Was do sprawdzenia soundtracku. Skupiliśmy się głównie na nowych numerach, które powstały z myślą o filmie, pomijając np. Eminema, który jakimś cudem pasuje do każdej ścieżki muzycznej, Creedence Clearwater Revival (bo ten kawałek powinien być zarezerwowany dla „Szklanej pułapki czy Panic! at the Disco, którzy nie popisali się swoją przeróbką „Bohemian Rhapsody” (z motyką na słońce). Przed Wami 8 najlepszych piosenek z obrazu „Legion samobójców”. 8. ConfidentialMX i Becky Hanson – „I Started a Joke” Numer oryginalnie pochodzi z repertuaru Bee Gees. Pod koniec lat 90. swoją interpretację spopularyzowała grupa Faith No More (czytaj o coverze w tekście „10 najlepszych piosenek Faith No More część 3”). Wersja z „Legionu samobójców” jest… co najmniej dziwna. Trochę jakby w stylu operowej arii, trochę przypominająca przebój „Take My Breath Away” Berlin, a trochę kolędę;) Na pewno może się podobać. ConfidentialMX – I Started A Joke ft. Becky Hanson (from Suicide Squad: The Album) [Official Audio] 7. Skylar Grey – „Wreak Havoc” Galopujący, mocno rytmiczny numer z elementami rocka i festiwalowej elektroniki. W refrenie Skylar Grey brzmi jak Rihanna, ale ma też pomysły rodem z Kanye Westa. Jest w tym nagraniu i pewna dzikość, i industrialna surowizna, ale i sporo kobiecości oraz delikatności. Potencjał komercyjny – głównie z uwagi na hałas – może nie jest największy, ale utwór na pewno ciekawy. Skylar Grey - Wreak Havoc (from Suicide Squad: The Album) [Official Audio] 6. Skrillex i Rick Ross – „Purple Lamborghini” Bounce’ujący kawałek, z falującą konstrukcją i „pompowaniem”. Kanciasty, ostry, mocno syntetyczny, nieco agresywny. Tytuł i refren stanowią nawiązanie do postaci Jokera, którego w filmie „Legion Samobójców” zagrał Jared Leto. Aktor pojawia się także w klipie, który wyreżyserował Colin Tilley. – Kiedy przyszło do kręcenia teledysku Sonny (Skrillex) powiedział, że nie chce typowego filmowego wideo z ujęciami z obrazu – wspomina raper. – Zaproponował, byśmy zrobili coś oryginalnego i powiedział, że zadzwoni do Jareda i zapyta, czy nie zagrałby Jokera w teledysku. Jak widać poniżej, laureat Oscara się zgodził. W klipie nie zobaczycie natomiast purpurowego Lamborghini. – Nie chodzi o samochód, ale pewien styl życia – tłumaczy Ross. Skrillex & Rick Ross - Purple Lamborghini [Official Video] 5. Lil Wayne, Wiz Khalifa and Imagine Dragons with Logic, Ty Dolla $ign, X Ambassadors – „Sucker for Pain” W nagraniu udział wzięło całkiem sporo muzyków, a efekt jest taki, że brzmi to jak Eminem;) Trochę upraszczam, ale jest tu podobny rodzaj narracji, a melodyjny refren dostarczony przez Imagine Dragons o dziwo też przywołuje skojarzenia z łagodniejszym Eminemem. Tylko Lil Wayne przypomina siebie i wypada świetnie. Wideo do piosenki jest dokładnie tym, czego nie chciał Skillex ze swoim numerem. Lil Wayne, Wiz Khalifa & Imagine Dragons w/ Logic & Ty Dolla $ign ft X Ambassadors - Sucker for Pain 4. Grace – „You Don’t Own Me” feat. G-Eazy Grace nie nagrała swojej piosenki specjalnie na potrzeby soundtracku do „Legionu samobójców”, ale jest tak udana, że musieliśmy ją umieścić w zestawieniu. To debiutancki singel Australijki. Za „balową” produkcję odpowiada Quincy Jones. „You Don’t Own Me” jest rzadkim przypadkiem hiphopowego walczyka. Wokalnie Grace może natomiast konkurować z Christiną Aguilerą. Numer nie tylko trafił na soundtrack, ale i towarzyszył jednemu z trailerów „Legionu samobójców”. SAYGRACE - You Don't Own Me ft. G-Eazy (Official Video) 3. Grimes – „Medieval Warfare” Grimes jest w tej piosence trochę aniołkiem, trochę diabełkiem. W połowie słodka i łagodna, w połowie ostra i zadziorna. Cały czas dzika. Jej dziewczęcy głos świetnie kontrastuje z zimną, gęstą, surową, skomasowaną elektroniką. Zaproszenie Grimes do udziału w soundtracku chyba nie było przypadkiem, bowiem przyznała wcześniej, że jedna z postaci z „Legionu samobójców” – Harley Quinn (grana przez Margot Robbie) zainspirowała numer „Kill V. Maim” z jej płyty „Art Angels”. Grimes - Medieval Warfare (from Suicide Squad: The Album) [Official Audio] 2. Twenty One Pilots – „Heathens” Bezapelacyjnie najbardziej przebojowa piosenka na ścieżce muzycznej „Legionu samobójców”. Nie mogło być zresztą inaczej, skoro odpowiadają za nią Twenty One Pilots. Harmonijny refren zapada w pamięć od pierwszego przesłuchania, a syntezatorowe przejście będzie owacyjnie witane na koncertach. Kosmiczny finał może kojarzyć się z hitem „Spaceman” Babylon Zoo, ale o tym już wspominaliśmy (patrz: „20 najlepszych piosenek czerwca 2016”) – Zależało nam na tym, by nie była to tylko piosenka do filmu, ale piosenka, która będzie pasować do nas – wyjaśniał Tyler Joseph. – To miał być numer Twenty One Pilots. twenty one pilots: Heathens (from Suicide Squad: The Album) [OFFICIAL VIDEO] 1. Kehlani – „Gangsta” – Usłyszałem kilka taktów i wiedziałem, że to prawdziwa bestia, że to będzie hit – opowiadał reżyser filmu „Legion samobójców” David Ayer. – Poza tym, to tak pełna emocji rzecz. Surowa, krucha i silna jednocześnie. Nieco nawiedzona. Panie Davidzie, z ust nam to pan wyjął. Dodamy tylko, że Kehlani ma piękny głos. Kiedy trzeba delikatny, kojący, kiedy trzeba silny i pełen dramaturgii. Współautorką kawałka jest wspomniana wyżej Skylar Grey. Kehlani - Gangsta (from Suicide Squad: The Album) [Official Music Video]
Home Muzyka i FilmJaka to Piosenka? zapytał(a) o 08:30 Jak się nazywa piosenka, w której refren to "na na na no" Szukam piosenki w której refren to "Na na na no" i to taka dziwczyna śpiewa. Nie umiem określić dokładnie, bo nie widziałam teledysku ani nic, więc może być wam trudno ją odszukać. Ale w refrenie jest 3 razy "na" i 1 raz "no" Pomóżcie ! :) Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 08:35 lolita jolie - non non non właśnie o to mi chodziło, dziex :D Uważasz, że ktoś się myli? lub
piosenka w refrenie no no no no 2017